Czy to ptak?
Czy to samolot?
Nie! To Ollka w końcu ruszyła dupsko i zaczęła pisać!
A teraz to co musicie mieć pod uwagą:
1. Jest to yaoi (chłopakxchłopak) więc jak nie lubisz takich związków to możesz opuścić tą stronkę ;p
2. Będzie tam brzydka scenka (+13), ale to tylko początek więc wasze dziewictwo nie jest zagrożone xd
3. To jest parring Yato (Noragami) x Levi (Atak tytanów/Shingeki no Kyojin) nie pytajcie czemu, ale to wszystko dzięki mojemu kochanemu zboczuszkowi korze Lis :***
4. Będzie kilka brzydkich słów, podteksty i nie wiadomo czego jeszcze xd
5. Nie jedzcie podczas tego czytania bo możecie się zakrztusić śmiechem albo czymś, więc... Jakby co ostrzegałam xd
A teraz zapraszam do długo wyczekiwanej Pomidorowej... ♪ ♫Jutro znowu będzie pomidorowa ♪ ♫
***
Dzień jak co dzień. Słoneczko świeci,
ptaszki śpiewają, dzieciaki się gwał… bawią, a ja? A ja sobie siedzę z Yukinem
w czyjejś łazience i naprawiam kran…
- Jakim cudem ja się pytam nazywasz
siebie bogiem? – chłód w głosie Yukiego sprawił, że po plecach przeszedł mi
nieprzyjemny dreszcz.
- Zamknij się! Jestem twoim mistrzem i jak
chcesz jeść musiszmy to robić niewdzięczny – burknąłem pod nosem.
I tak mniej więcej powinien wyglądać mój
dzień, ale nie! Bo czemu?
Wieczorem gdy byłem na spacerze rozmyślałem.
Ciekawe co by się stało gdyby nie Hiyori? Nigdy nie zanalazłbym mojej Świętej
Broni… Szkoda, że wyjechała na studia.
Moje rozmyślenia przerwał szelest, warczenie
wilków i spadająca do wody kropla. Wiedziałem kto się zaraz odezwie.
- Witaj Yato – słodziutki głosik mojej byłej
Świętej Broni sprawił, że chciało mi się wymiotowywać.
- Nora – warknąłem. – Czego chcesz? Nie
jesteś już moją shinki (Święta Broń) – spojrzałem na niską dziweczynkę.
- Dlaczego mnie już nie chcesz? Przecież
byliśmy kiedyś tak blisko nie pamiętasz? Jaboku? – wściekły chciałem jej coś
zrobić, ale te psy w maskach mnie zatrzymały.
- Czego chcesz?! I nie nazywaj mnie tak! –
Ja jestem spokojny. Spokojny jak ten kwiat lotosu na spokojnym jeziorku u
Tenjina… Co?
- Skoro ja ciebie
nie będę mieć to nikt nie będzie – krzyknęła. Zaskoczyło mnie to i bardzo, ale
potem poczułem jak coś na mnie wskakuje i gryzie. Wilki. Starałem im się
wyrwać, ale było ich za dużo. Krzyczałem z bólu, ale po chwili dzięki bogom
poczułem jak te kundle mnie puszczają. Padłem na ziemię cały w zarazie, ale mój
odpoczynek nie trwał długo bo przerwało go nagłe silne uderzenie w głowę, a
potem ciemność… Umarłem?
***
O matko moja głowa… A obiecałem, że nie będę
już pić, a przynajmniej nie tak dużo… Czekaj chwila… Ja nic nie piłem przecież
to to coś co mnie znokautowało! Żeby tak się dać załatwić Yato. Bogu wojny! Gdy
tak siebie wyzywałem pod sobą poczułem mie materac, nie koc tylko trawę…
Pomacałem trochę z nadal zamkniętymi oczami i poczułem coś mokrego i trochę
lepkiego. Dziwnee… Kiedy chciałem otworzyć oczy omal nie zwymiotowałem gdy do
mnie doszedł zapach rozkładającego się cuchnącego mięsa. Gdzie ja jestem?
Otworzyłem oczy i oparłem się na łokciach by się rozejrzeć, a to co zobaczyłem
przeszło wszelkie granice. Wszędzie, ale to wszędzie było pełno krwi, gdzie
niegdzie były zmasakrowane ciała kobiet i mężczyzn -chyba byli żołnierzami bo
mieli takie same stroje- niektóre nie miały rąk, nóg, połowy ciała, głowy, a do
tego wszędzie były powbijane dziwne mecze połamane albo brudne od krwi.
Przypominało mi to trochę moje poprzednie życie.
Kiedy wstawałem i się rozejżałem byłem na
jakimś pustkowiu. Nie wyglądało mi to na nasze czasy bo za bardzo zielono i
pusto, ale gdy się odwróciłem omal nie usiadłem z wrażenia. Kilka set metrów przedemną
rozciągał się chyba największy mur jaki w życiu widziałem! A żyję już dosyć
długo… Ale wracając. Kiedy tak podziwiałem mur usłyszałem głuche stąpania czyiś
stóp. Odwróciłem się nic nie świadomy. I to był błąd. W moją stronę kroczył
jakiś goły wielkolud!! I chyba nie miał dobrych zamiarów bo całą twarz miał w
krwi. Przerażony zacząłem wrzeszczeć i biegłem w stronę muru jak najszybciej
mogłem.
Gdy byłem już prawie w połowie mej podróży
obejrzałem się za siebie. Stwór dalej za mną kroczył jakby w ogóle na nim ta
wycieczka nie sprawiła kłopotu. Tępa kupa mięsa. Czekaj! Mogę przecież go
zabić! Yato gratuliję debilizmu.
- Sekki! – wyciągnąłem rękę by wpadł w moje
dłonie Yukine, ale tu nie miła niespodzianka. Yuki się nie pojawił, a monstrum
się zbliżało. No cóż nic innego mi nie zostało jak tylko… - Wiać!!!
Więc zacząłem uciekać jak najszybciej tylko
umiałem choć nogi powoli odmawiały mi współpracy. Próbowałem użyć moich mocy,
ale tu znowu życie pokazało mi mentalnego facka i nie mam mocy. Zjem kurczę
szybko. W pewnym momencie przewróciłem się o korzeń i upadłem boleśnie na
kolano. By cię w dupcię! Stwór po chwili stanął na demną i złapał w olbrzymie
łapsko łamiąc mi chyba jakieś kości przy okazji. Zacząłem wrzeszczeć z
przerażenia gdy zaczął przybliżać mnie do swoich ust. Ja nie chcę umierać!
Jeszcze nigdy się nie całowałem!
Kiedy tak wyłem i wrzeszczałem o pomoc nagle
za szyją stwora przeleciała metalowa lina z hakiem, wbiła się mocno w jakieś
pobliskie drzewo, a sekundę potem przeleciała jakaśpostać w zielonym płaszczu i
podobnym stroju do tamtych ludzi. Postać przecieła szyję stwora, a on padł na
ziemię martwy z głuchym łoskotem. Jakoś wygramoliłem się z uścisku wielkoluda i
padłem na ziemię cicho jęcząc z bólu. Po chwili usłyszałem tęten kopyt i krzyki
jakiś ludzi, kiedy w ich stronę spojrzałem ktoś przedemną klęknął była to
kobieta szatunka z okularami. Wyglądała na miłą osobę.
- Hej żyjesz? Boli cię coś? – szatynka
zaczęła badać mnie wzrokiem.
- Wszystko… boli… - słyszeliście jak brzmi
głos pomiędzy umieraniem, a ciężko rannym? Nie? No to macie problem bo ja tak
brzmiałem.
- Nic dziwnego prawie pożarł cię tytan
dobrze że Levi cię usłyszał – spojrzała za mnie i uśmiechnęła się do kogoś, a
potem szybko wróciła do swych towarzyszy. – Dajcie go do wozu ale ostrożnie
jest cały połamany.
Jacyś tędzy mężczyźni ułożyli na ziemi
prototyp noszy i ułożyli mnie na nich delikatnie choć i tak jęknąłem z bólu,
potem znieśli do drewnianego wozu, którego ciągnął koń. Ta… Miła przejażdżka
wśród smrodów konia. Zacząłem się rozglądać na tyle ile mogłem. Ta szatynka
rozmawiała z jakimś blondynem, a niedaleko nich stał jakiś bardzo niziutki
chłopak z czarnymi włosami, szarymi zimnymi oczami i bezuczuciowym wyrazem
twarzy – zawzięcie czyścił miecz brudny od krwi. Co? Czy to ten mały szczyl
mnie uratował? No bez jaj! Po chwili podeszli do mnie ten blondyn i szatynka.
- Witaj nazywam się kapitan Erwin Smith -
przedstawił się przyjaźnie blondyn, a po chwili wskazał na szatynkę. – A ona
Hanji Zoe, a ty?
- Eee… Yato – palnąłem głupio.
- Jeszcze nigdy nie słyszałam by tak młody
mężczyzna miał tak wysoki głos – zaśmiała się Hanji na co chciałęm się zapaść
pod ziemię.
- A jak ty byś się czuła gdyby ciebie zaraz
miał pożreć tytan okularnico? – chłód, który doszedł zza ich pleców sprawił, że
po plecach przeszedł mi zimny dreszcz.
- Leviś! Jak dobrze chodź przedstawiam ci
Yato to ten, którego uratowałeś – koło nich wyszedł ten sam niziutki
człowieczek co przed chwilą czyścił miecze.
„Leviś” spojrzał na mnie z niechęcią i
obrzydzeniem… Szacunku trochę dla majestatu bezbożniku jeden!
- Czyli… Dzieciak mnie uratował? –
spojrzałem na człowieczka zszokowany na co on zmarszczył wściekły brwi.
- Dzieciak? A chcesz od tego „dzieciaka” w
ryj gnoju? – warknął wściekle na co ja się przeraziłem. Takie małe a takie
wredne.
- Dobra spokojnie! Jedźmy już bo zaraz nam
tu wykitujesz Yato – uspokoiła nas Hanji i weszła do wozu, a potem zaczęła
opatrywać mi powierzchowne rany.
Gdy jechaliśmy słyszałem rozmowy żołnierzy,
parskania koni i od nich stukot. Przynajmniej miałem chwilę by pomyśleć. Gdzie
ja do cebulki jestem?! Jakieś wielkoludy zabijają ludzi, dzieci grożą dorosłym
boże gdzie ja trafiłem? Gorzej niż u siebie! Oby nic się moim przyjaciołom nie
stało… Kiedy dojechaliśmy pod bramę słońce pomału zachodziło, a mi ciarki
przeszły po plecach. Nie dobrze, bardzo nie dobrze bo przecież kiedy zbliża się
noc demony atakują częściej. Przejechaliśmy przez kamienną bramę, a potem przez
długi czas w ciemnościach pod murem, ale jak wyjechaliśmy słońce mnie oślepiło,
a potem usłyszałem gwar jak jacyś ludzie się cieszą. Czy to z mojego powodu? W
końcu jestem bogiem szacunek mi się należy. Po chyba dziesięciu minutach
zatrzymaliśmy się, a dwójka mięśniaków zabrała mnie do jakiegoś szpitala albo
czegoś. Połorzyli mnie do łóżka, –nie odbyło by się bez mich jakże seksownych jęków
bólu- a po chwili do mnie podszedł lekarz i zaczął badać. Po pół godzinie mnie
zostawił prawie gołego i całego w bandażach. Ta… Świetnie… Oby tu nikt nie
wszedł!
- Yatuś! – i wykrakałem.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a do
pomieszczenia weszła wesoła Hanji i pan „nie dotykać bo zajebię na miejscu” - Levi.
- Nic mu nie jest po co mnie tu ciągnęłaś?
Jeager prosi się o wpierdol – ironia w głosie Leviego chyba nie zrzaiła Hanji
bo szła dalej z nim w głąb pomieszczenia i do mnie. Gdy byli obok mnie, usiedli
na krzesłach i patrzyli na mnie.
- Hej Yatuś jak się czujesz? – dlaczego mam
wrażenie, że ta babka to ktoś z rodzinki Kofuku?
- Dobrze, dziękuję za troskę – co jak co,
ale grzecznym trzeba być.
- Skąd jesteś – to nie było pytanie, to był
rozkaz od Leviśia? Levusia? Kij z tym od Leviego!
- Ja? – brawo Yato pogrżaj się dalej, a
knypek da ci to wymarzone „w ryj”.
- Nie kurwa ja, gadaj do cholery skąd jesteś
– gwałciciel małych kotków atakuje! Łeeee… (To miał być płacz xd)
- No to ja z Tokyo – patrząc po ich minach
chyba nie zawiele zrozumieli. – No takie miasto… Stolica Japoni? Nie? Eee… O
albo prościej gdzie ja jestem?
- Jesteś w bazie głównej Oddziału Zwiadowców
w murze Rose – że ćwę? Jakich kurtka Zwiadowców?!
- Dobra… A który to rok?
- 853 – słyszeliście odgłos ranionego
jelenia w czasie rui? Nie? Ja też nie, ale fajnie by było.
I w taki oto sposób znalazłem się w świecie
pełnym tytanów i dziwnych ludzi… Tja… Dlaczego zawsze ja mam pod górkę?! Może
taki już mój los? Chociaż może mniej o moich rozterkach życiowych, a za to
opowiem wam co działo się potem, a to było bardzo, ale to bardzo ciekawe
przeżycie i uczuciowe i… inne bo inaczej tego nazwać się nie da. Moja prawdziwa
podróż po świecie pełnym niebezpieczeństw zaczęła się gdy wyzdrowiałem i
myślałem, że życie jest piękne…
W dniu w którym po dwóch miesiącach możesz w
końcu stanąć o własnych siłach i zacząć funkcjonować jak normalny człowiek
można pisać pieśni, urządzać bale z dziewczynkami z kolorowymi strojami
ludowymi i nie wiadomo czego jeszcze. Właśnie „można” by było gdyby nie to że
mały czarnowłosy kurdupel każe ci zrobić coś i nie ma mowy o sprzeciwie. Pierwsze
co kazali mi zrobić to się przebrać. Tak mój piękny dresik zostań zamieniony na
od nich dziwny mundur, ale za to jedno pocieszenie mogłem zostawić apaszkę. Ale
nie to było najgorsze… Trójwymiarowy manewr… Te dwa słowa wystarczą by zepsuć
cały dzień dla takiego nowicjusza jak ja, który poznał smak słodkiej prawdy o
tym czymś.
Przybiłeś kiedyś piątkę z ziemią? Nie? A
obściskiwałeś się z drzewem? Też nie? To może chociaż gdy spadałeś na coś, a
potem trzyamjąc się za coś innego i wypiszczałes całą „Odę do radości”? Nie?!
Człowieku to ty życia nie znasz! Ja takie coś prawie codziennie robiłem! A co
gorsza? Ten kurdupel to mam mówić do niego per panie „kapralu”. Nie doczekanie.
Gdy tak ćwiczyłem te moje nieszczęśne
umiejętności cały czas przypatrywał mi się ten kurdupel. I tak chyba mineły mi
kolejne miesiące, a ja z „kapralem” zaczeliśmy się jakoś dogadywać. Kiedy
opowiadałem mu o swoim życiu wyśmiał mnie i powiedział, że to nie prawda i jestm
debilem…
Kiedy tak mijały nam te dni pewnego razu
kapral kazał mi przyjść do swojego gabinetu, niczego nie świadomy ja poszedłem
sobie na luzie do niego, ale gdybym wiedział co miało się potem dziać nigdy bym
tam nie wszedł…
Puk, puk…
- Wejść – dlaczego tu się zrobiło tak zimno?
Wszedłem do jego gabinetu i jak mi kazano
stanąłem przy drzwiach wyprostowany.
- Wzywał mnie kapral.
Człowieczek pozwolił mi usiąść na krześle i
zaczął ze mną rozmawiać o tym jak się poprawiłem, że dobrze wykonuję obowiązki
i w ogóle. Moja szczęka gdzieś szukała po ziemi zębów, a oczy mogły z bliska
pooglądać buźkę kaprala. Ja kurdwa śnię… On mnie pochwalił! Pochwalił! Ta
kanalia co kapralem się zwie! Kiedy tak rozmawialiśmy nawet nie zwróciłem uwagi
kiedy przeszliśmy na kanapę, a kapral przyniósł jakiś alkohol. Wino albo wódkę
nie wiem, ale lubię i to i to. Gdy skonsumowaliśmy połowę butelki –pomińmy
fakt, że byłem tak piany, że ledwo mówiłem- kapral mnie bardzo zaskoczył on…
pokazał… ludzkie… odruchy! On się uśmiechał! Słabo, ale uśmiechał! Zacząłem się
śmiać jak jakiś myślący inaczej, a on na mnie spojrzał jak na wariata i zamknął
mi usta… swoimi? O matko! Kapral mnie całuje!! Co ja mam zrobić?! Odepchnąć?
Tak! Zrób to ty piana kupo mięsa. Kiedy chciałem go od siebie oderwać on przewrócił
nas na kanapę i on leżał na mnie nadal całując choć gdyby się tak bliżej
przyjrzeć temu to kapral ma bardzo miękkie usta jak na takiego chłodnego gnoja.
Zamknąłem oczy i wplotłem palce w jego
czarne włosy przybliżając go bardziej, a on to wykorzystał i wsadził swój język
w moje usta. Chyba był doświadczony bo wywijał w mojej gębie takie cuda, że
ciarki mnie przechodziły. Całowaliśmy się nie wiem ile, ale chyba długo bo
pomału brakowało mi powietrza. Gdy się oderwaliśmy patrzyliśmy na siebie dysząc
ciężko, kiedy się kapral „ogarnął” zaczął całować moją szyję i odpinać powoli
koszulę. Boże jak ja się w tedy czułem! Sapałem, jęczałem i nie wiem co
jeszcze, ale było mi strasznie dobrze chyba AŻ za dobrze. Kiedy kapral pozbył
się mojej góry znów zaczęliśmy się całować jak jacyś niewyżyci, a Levi jeździł
dłońmi po moim ciele co skutkowało jękami i wyginaniem się pod nim. Boję się co
będzie potem… Ja jestem prawiczkiem! Z nikim jeszcze ten tego nie robiłem. I
przez tą głupią myśl humor mi się pogorszył, a w oczach zatańczyły łzy. Levi
chyba to zauważył bo oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie zatroskany słabo,
ale jednak.
- Coś się stało?
- Nie tylko, że ja jeszcze nie – jaki wstyd!
Już czternastolatki miały to dawno za sobą, a ja już mam kilka setek lat na
karku i nawet baby na go nie widziałem! Levi starł moje łzy i znów mnie
pocałował, ale delikatniej i czulej. To chyba miało oznaczać, że będzie dobrze.
Nie będę wam opowiadał co było potem bo
chyba każdy bardzo dobrze wie. A jak nie to ma problem. I w taki oto sposób
powstał nasz związek poza zawodowy czyli gdy jesteśmy na służbie się nie znamy,
a gdy jesteśmy sami… dzieją się cuda.
Przez kilka naście miesięcy żyłem sobie w
moim nowym świecie jakby tamten świat, w którym mam przyjaciół i rodzinę nie
istniał. Już pomału zapominałem kim tak naprawdę jestem nie wielkim bogiem
Yato, bogiem wojny, bezdomnym bożkiem z przepoconym dresie tylko zwykły chłopak
Yato, żołnierz w Oddziale Zwadowców, który w każdej chwili może zrobić jako
żarcie dla tytanów.
Na jednej wyprawie za mury jechałem konno
obok Leviego. Przy nim zawsze czułem się bezpieczniejszy na terenach tytanów.
Gdy zauważyliśmy jakiegoś tytana grupa go atakowała, a potem zabijała, albo nie
miała tego szczęścia i sama została pożarta my na szczęście nie spotkaliśmy
żadnego.
Usłyszeliśmy za sobą i przed sobą jak coś
wielkiego na nas biegnie, spojrzeliśmy w tamte strony i na nas biegli dwaj
tytani z siedemnastometrowi. Szybko z drużyną zeskoczyliśmy z koni i używając
sprzętów do trójwymiarowego manewru zaczęliśmy lecieć w stronę gigantów. Levi
jak zawsze pokazał się z najlepszej strony, a mi jak zawsze kopara opadała i
starałem się mu dorównać, ale przypadkiem nie zginąć.
Kiedy tak leciałem i
chciałem zrobić cios do mojej głowy wkradła się znienawidzona myśl „A co się
stanie gdy…” Gdy umrę? Gdy komuś się coś stanie? Gdy przeze mnie ktoś zginie?
Gdy Levi umrze? Levi… Levi… Levi! Nie mogę go stracić nie teraz! Używając gazu
szybko podleciałem do monstrum i gdy chciałem przeciąć jego szyję tytan
odwrócił się w moją stronę i ostatnie co pamiętam to błysk morderczych kłów,
czyiś wrzask, niemiłosierny ból, a potem ciemność...
***
- Yato - zostaw wiadomość po usłyszeniu
sygnału PIIII. – Yato – odczep się, uczę się matmy. – Yato! – nie znam gościa
ja tu tylko sprzątam. – Wstawaj leniu śmierdzący ile można być nieprzytomnym?!!
Dzień dobry, nazywma się Yato, bóg wojny i
moje uszy zostały właśnie boleśnie zgwałcone przez wrzask Yukiego. Chwila co?
Yukine?! Dalej kupo mięsa rusz się! Czas pokazać chciarz odrobinę życia.
Poruszyłem lekko palcem, a po paru nie
udolnych próbach w końcu otworzyłem słabo oczy i zacząłem się rozglądać. Byłem
w pokoju… w moim pokoju u Kofuku! Wróciłem do domu! Ale co z Levim? Gdzie inni?
- Yato? Słyszysz mnie – nie po oczach, nie
po oczach! Dlaczego Hiyori bawi się w doktora i świeci mi latarką do oka?
- Mmm… - monolog na dziś wersja Yato.
- Witamy wśród żywych panie Śpiąca Królewna.
Przespałeś prawie pół roku.
W taki oto sposób wróciłem do swojego
świata, a do świata tytanów już nigdy nie wróciłem choć nie raz rozmyślałem jak
się czują tamci, jak Levi sobie radzi i najważniejsze czy przetrwają…
Raz gdy siedziałem na dachu jakiegoś budynku
patrzyłem się w niebo wspominałem sobie jedną z naszych rozmów z Levim:
„- Ale dziś jest piękne niebo – wpatrywałem się
w bezchmurne, nocne niebo jak zahipnotyzowany, a Levi obok mnie jak zawsze bez
cienia uczuć.
- Nie rozumiem o co wam chodzi… Niebo jest
zawsze takie samo – widziałem lekki zarys nie zrozumienia na jego twarzy.
- Nie prawda patrzy tam – wskazałem palcem
na gwiazdy przypominające królika. – Co tam jest?
- Gwiazdy.
- A ty się bawić nie umiesz!
- Jestem dorosły.
- Ja też i co?
- Od kiedy? Po twoim zachowaniu wynika, że
masz mniej niż czternaście lat.
- Zamknij się! Jestem starszy od ciebie o
kilkaset wieków! Trochę szacunku dla majestatu!
- A ten znów swoje…”
Zaśmiałem się cicho na nie. Ciekawe jak
sobie teraz żyje? Może sobie kogoś sobie znalazł, albo coś? Ciekawe tak
właściwie czy oni w ogóle istnieli? Bo jak słyszałem od innych to znalazł mnie
Yukine gdy ja bardzo seksownie leżałem na ziemi nieprzytomny, a gdy czytałem internety
to nic nie mówili o tych wydarzeniach… Ja to mam bujną wyobraźnię co?
Gdy tak sobie leżałem, zamknąłem oczy i
wsłuchałem się w głosy nocne miasta. Gdzieś tam warkot samochodu, rozmowy ludzi
i piosenka… Piosenka?
Die Stühle liegen sehr eng
Wir reden die ganze Nacht lang
Dieser niedrige Raum ist nicht schlecht
Wir können uns gut verstehen
Wir reden die ganze Nacht lang
Dieser niedrige Raum ist nicht schlecht
Wir können uns gut verstehen
Znam ją…
And it's always, like that
in the evening time
We drink and we sing when our fighting is done
And it's always, so we live under the burnt clouds
Ease our burden, long is the night
We drink and we sing when our fighting is done
And it's always, so we live under the burnt clouds
Ease our burden, long is the night
Otworzyłem powoli
oczy i opierając się o łokciach rozejrzałem się, a na kominie siedział ON.
Die Stühle liegen sehr eng
You and I talk all the night long
Dieser niedrige Raum ist nicht schlecht
We comrades have stories to tell
So ist es immer, denn immer im Ertrag
We drink and we sing when our fighting is done
So ist es immer, we live under the burnt clouds
Ease our burden, long is the night
Da die Sterne nicht leuchten
We are stars and we'll beam on our town
Schauten wir das Licht selbst an
Sing with hope and the fear will be gone
You and I talk all the night long
Dieser niedrige Raum ist nicht schlecht
We comrades have stories to tell
So ist es immer, denn immer im Ertrag
We drink and we sing when our fighting is done
So ist es immer, we live under the burnt clouds
Ease our burden, long is the night
Da die Sterne nicht leuchten
We are stars and we'll beam on our town
Schauten wir das Licht selbst an
Sing with hope and the fear will be gone
Gdy on śpiewał ja
wsłuchiwałem się w tekst i uśmiechałem pod nosem. Zawsze mi to nucił kiedy po
prostu nie wytrzymywałem lub po prostu bałem się zasnąć. Kiedy skończył
piosenkę odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął lekko na co ja chciałem go
wyściskać z całej siły ale tylko siedziałem i czułem jak do oczu napływają mi
łzy szczęścia.
- Levi…
- Yato…
***
Siemaneczko syrenki!
Tak oto jest dziwne, zboczone coś co napisałam z trudami i oporami xd
Ale nwm czy coś w najbliższym czasie się ukarze bo brak weny -.-''
Ale teraz coś bardzo ważnego!
1. Chciała bym podziękować korze Lis za to że mnie motywowała bym spięła dupę i napisała to xd To korra <333333 Dziękuję :****
2. To coś powstało dzięki jednemu filmikowi (który podesłała mi korra xd)
3. Jeżeli chcecie posłychać oryginalnej piosenki to macie ją TU
No to chyba tyle z tego mojego biadolenia xd
Życzę wam miłej nocy/dnia kiedy to czytacie xd
I napiszcie czy podoba się wam to coś xd
A ja idę spać ^^
Pozdrawia Ollka PL :*
P.S. Sorki za te kropki na tekście, ale nie umiem w życiu i chyba nie przeszkadza wam o co?
Ola,Ola,Ola dzięki za podziękowanie i....NARESZCIE!Opłacało się na ciebie marudzić ^^ A Pomidorowa cud miód! Yato idealnie przedstawiony jak i Levi xdd Śmiałam się prawie ciągle...tylko na końcówce spoważniałam. Ja niby zboczuszek? xd No może....ale to dzięki tobie zainteresowałam się mangą i anime xdd Dobra przejdę do sedna. Strasznie mi i Jackowi się podobało i czekam na więcej takich xdd Mam nadzieje że jak wrócisz ze szkoły przeczytasz to coś co napisałam. Pozdrawiam i czekam aż odezwiesz się na fb ;*
OdpowiedzUsuń- Korra ( czyt. Pacia xd)