wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 2 "Co tu robić? Co tu robić?"

Następnego dnia.
Jack obudził się rześki i gotowy do działania by zatopić jakiś statek albo postraszyć jakiś plażowiczów czy cokolwiek ale najpierw postanowił trochę po przeglądać ten wrak czy nie ma tam czegoś fajnego. Więc zebrał szybko kij i wskoczył do wody. Popłynął tak może z 5 - 10 minut aż w końcu zobaczył wrak.
(Tak wyglądał ten statek. Wiem miał być w poprzednim ale zapomniałam...)

Wokół statku było mnóstwo drobnych deseczek i wiele rzeczy, które były na pokładzie. Zaczął się rozglądać po dnie, a potem wpłynął do środka. Statek wyglądał na bardzo nowoczesny był biały z lekkimi zdobieniami ze złota. Opłynął cały statek od środka ale nic nie przykuło szczególnie jego uwagi więc sobie odpuścił. Wypłynął zrezygnowany na powierzchnię i zaczął się kierować w stronę lądu. Po pół godzinie dopłynął na jakąś pobliską plażę i tam się położył na piasku oczywiście z ogonem w wodzie. Kiedy tak sobie leżał z rękami skrzyżowanymi za głowę, zamknął oczy i machał ogonem w rytm pewnej piosenki. (To sobie nucił... Wiem dziwne ale lubię tą piosenkę xd
Gdy on tak sobie leżał gdzieś w oddali było słychać wesołe rozmowy pięciu osób. Byli to dwaj chłopcy i trzy dziewczyny wszyscy byli w podobnym wieku czyli 17 - 18 lat. 
- No! Zbierać manatki i idziemy na plażę! Szkoda dnia! - zawołał pewien brunet 
(Jako iż jestem leniem i nie chce mi się pisać dam wam zdjęcia xd Oto Czkawka! Bez kota ;) To potem... )
- Czekaj! Jeszcze Elsa i Merida szukają kremu - zawołała pewna długowłosa blondynka
(Roszpunka ;) )
- Kobiety! - złapał się za głowę trochę wyższy szatyn - O! Nareszcie! Ile można?!
(Oto Flynn/Julian i dodajcie sobie do tego jakieś szorty xd)
- Spokojnie! Tylko po krem z filtrem poszłyśmy bo słońce dzisiaj bardzo dopieka. -  zaśmiała się ruda dziewczyna.
(Merida ;) )
- Dobra chodźmy! - powiedziała Elsa
(Wiem jak długo na nią czekaliście to wybrałam taką która bardziej mi się podobała xd)
I poszli. Szli głośno rozmawiając i wygłupiając się przy okazji.
- Szczerbiec ogarnij downa! - powiedział roześmiany Czkawka - Brzuch mnie boli z tego! Ha Ha Ha!
- No co? To prawda! Co poradzę że ten koń się na mnie uwziął! Roszpunka pamiętasz go? - zapytał się złotowłosej 
- No oczywiście! Max był taki słodki!
- Tak, a zwłaszcza gdy prawie odgryzł mi nogę! Bez obrazy Czkawka. - i wybuchnęli śmiechem ale za to dotarli na plażę. Na tą samą plażę na której leżał Jack.
Jack na szczęście już wcześniej usłyszał ich rozmowy i szybko schował się za skałami lecz na nie szczęście zapomniał zabrać ze sobą laski, a gdy chciał po nią wrócić na plażę weszła nasza piątka. Zaczęli się rozglądać za wygodnym miejscem ale wzrok poniósł ich na laskę. Zaczęli się zastanawiać co to jest bo ani to kij ani to gałąź. Więc co to jest? Gdy Julian chciał go wyrzucić gdzieś dalej on zrobił się taki lodowaty że w ogóle nie dało się go trzymać. 
- Aaa! Jakie to zimne! Kurde! Elsa pomożesz? - poprosił pocierając dłonie by je rozgrzać 
- Ech faceci... - Elsa chwyciła laskę z drwiącym uśmieszkiem, zaczęła nią wymachiwać i się przechadzać. Jack był zły więc chciał by laska była jeszcze zimniejsza co Elsie nawet jak nie czuła zimna to zrobiła się gęsia skórka ale nie zamierzała jej puścić. Tryton tylko warknął ale za głośno bo wszyscy odwrócili się w jego stronę. Odłożyli swoje rzeczy i pomału zaczęli kroczyć w stronę skał. "Co tu robić? Co tu robić?" - myślał gorączkowo Jack choć i tak było już go widać.
- Hej! Kim jesteś? - zapytała się miło Punka.
Nic nie odpowiadał tylko pomału odpłynął z coraz większym przerażeniem.
Czekaj nie bój się. Ja jestem Julian dla przyjaciół Flynn, a ty? - zapytał się szatyn białowłosego.
- Jack... - wyszeptał - Jack Mróz jestem. - od powiedział nie pewnie. W końcu od ponad 300 lat z nikim nie rozmawiał chyba że z samym sobą lub z Księżycem choć on nigdy nie odpowiadał. - A wy?
- Ja jestem Roszpunka albo Punka. O to Merida, Elsa, Julka już znasz, a on to Czkawka. - Wskazała na chłopaka bez nogi to znaczy się miał protezę - Skąd jesteś? Nigdy Ciebie tutaj nie widziałam. - zapytała się wesoło
- Ja nie mogę powiedzieć... Idźcie stąd i zapomnijcie o mnie. - od powiedział Jack i już miał zamiar odpłynąć ale sobie coś przypomniał - A i czy mogę moją laskę którą się przed chwilą bawiliście?
- Dobrze ale spędzisz z nami trochę czasu. - zaśmiała się ruda - I nie! To nie jest szantaż. - i zaczęli się śmiać. Jack uśmiechnął się lekko i trochę zbliżył. "Nie wierzę! Ja Jack Mróz, który zaprzysiągł sobie, że nie oszczędzi ani jednego człowieka zaczyna przebywać wśród jakiś dzieciaków?!" - skarcił się w myślach.
- Dobra chłopcy to wy tu bądźcie, a my rozłożymy koce. - powiedziała to Elsa. Wszyscy kiwnęli zgodnie głowami i zaczęli robić swoje sprawy. Chłopcy usiedli na skałach i zaczęli rozmawiać Jack'iem, a dziewczyny rozkładały koce, wyciągały napoje, przekąski, parasolki i małe radyjko. Po skończeniu dziewczyny zawołały szybko chłopaków by do nich przyszli coś zjeść i pogadać. Jack nie był pewny jak zareagują na to, że on to syrena, a co jeszcze bardziej go nurtowało to czemu go się nie spytali czemu cały czas siedzi w wodzie, po co mu ta laska i czemu ma takie dziwne uszy? Ogona pewnie nie zauważyli bo za tymi skałami było dość ciemno i głęboko. 
Mróz zaczął się tłumaczyć, że naprawę musi już iść i, że nie chce im przeszkadzać. Wtedy Punka powiedział coś czego Jack od bardzo, bardzo dawna nie słyszał powiedziała że jest od nich nowym przyjacielem. Te słowa potwierdziły jack'a w przekonaniu że może im zaufać i że na pewno nie wydadzą go.
-Słuchajcie. Muszę wam coś powiedzieć, a raczej pokazać. -oni tylko spojrzeli na niego zaciekawieni i zaczęli się do niego przybliżać. On tylko odpłynął od skał i wystawił do góry ogon. Wszyscy wstrzymali oddech i patrzyli się to na ogon to na Jack'a - Tak jestem syreną albo bardziej fachowo to trytonem. Ale błagam was nigdy nikomu nie mówcie że ja istnieję. Dobrze? - wszyscy przytaknęli i popatrzyli po sobie znaczącymi spojrzeniami "Pytania..." - pomyślał i przypłynął do brzegu - To pomożecie mi czy chcecie patrzeć jak się czołgam? - zapytał się rozbawiony
- A! No to tak już! Chodź Flynn. - zawołał Czkawka do Julka i zaraz obaj nieśli pod ramię Jack'a - A ty przypadkiem no... Eee... Nie wyschniesz?
- Ja bez wody wytrzymam jakieś 10 godzin tylko jak jestem w ciemnym i wilgotnym miejscu ale jak będę na słońcu to długo nie wytrzymam. Więc jakbyście mogli to pod cień. - oni tylko kiwnęli głowami i położyli go pod parasol reszta usiadła obok na kocach. Dziewczyny jak to dziewczyny zaczęły się smarować nawzajem kremem z filtrem i trajkotać na różne bezsensowne tematy (tak... co ja sądzę o babskich gadaniach xd - dop. aut.), a chłopcy opowiadali Jack'owi o ich przygodach. Nagle dało się słyszeć szczekanie psa. Jack od razu zaczął się nerwowo rozglądać nie lubił psów miał z  nimi złe wspomnienia. Chwilę potem z krzaków wyskoczył wielki czarny pies.
(Szczerbatek *.*)
- Szczerbatek! - krzyknęli wszyscy chórkiem oprócz Jack'a
- Mordko! Chodź do pana! - zawołał wesoło Czkawka, a pies rzucił się na niego tak mocno że chłopak wylądował na plecach z psem oblizującym twarz - Szczerbatek! Wiesz że to się nie zmywa! Wszyscy wokół zaczęli się śmiać. Nagle pies przestał i popatrzył się na Jack'a jak na kolację. W sumie to ten pies nie lubił mięsa tylko ryby, a Jack to tak jakby pół człowiek pół ryba 
- Jack tylko spokojnie żadnych gwałtownych ruchów - ostrzegł go Czkawka. Ale jak zwykle Szczerbatek zrobił na złość panu i pomału podszedł do wystraszonego syrena. Gdy Szczerbek podchodził do niego wszyscy zaczęli po cichu śmiać i przyglądać co ma się zaraz stać. Pies najpierw zaczął obwąchiwać ogon, a potem całą resztę na koniec zaczął się tulić i położył się na jego lewym ramieniu bo na nim się opierał. 
- Eee... Czy to dobrze? - zapytał się zmieszany Jack
- Tak. Polubił Cię. Pogłaszcz go. - uśmiechnął się do niego Czkawka, a on sam pogłaskał pas. (Czyli Czkawka go pogłaskał żeby nie było xd - dop. aut.) Tryton zrobił to co mu polecił szatyn nawet się zdziwił bo pies zaczął się jeszcze bardziej tulić co u Jack'a spowodowało uśmiech na twarzy i zmianę zdania o psach.
- Dobra gołąbeczki. Kto idzie pływać? - zapytała się Merida. Wszyscy wykrzyknęli zgodnie głowami zupełnie zapominając o Jack'u co mu akurat nie przeszkadzało bo Szczerbatek odwrócił się na plecy i chciał by tryton go pogłaskał po brzuchu i by się z nim pobawił. 
- Hej, a gdzie Jack? - zapytała się Elsa
- Przed chwilą bawił się ze Szczerbatkiem, a co? Pooodoooba Ci się? - zapytała specjalnie przeciągając słowa i szturchając ją łokciem
- Wcale że nie! W ogóle to no nie jest człowiekiem więc... Nie! Nie podoba mi się. - upierała się choć i tak było widać cień różu na policzkach 
- Tak... Jasne... Chodź Czkawka bo Elsa nam zaraz wodę zamrozi. - pociągnął kolegę w stronę plaży - I tak jej się on podoba - szepnął do ucha Czkawce
- Na bank. - odpowiedział i zaśmiał się
Kiedy byli przy obozowisku  (nwm jak to nazwać no tam gdzie mieli swoje rzeczy... wiecie o co cho. - dop. aut.) zobaczyli jak Jack i Szczerbatek razem śpią więc nie mieli serca by ich wybudzić więc poszli do dziewczyn i im opowiedzieli co tam zobaczyli. Jack leżał na boku przytulony do śpiącego psa. Wyglądali razem prze uroczo ale niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Gdy Jack tak sobie leżał słońce zaczęło coraz bardziej schodzić w dół, a cień znikać więc Jack był coraz bardziej oświetlony. Zaczęło mu się robić coraz duszniej i cieplej. Zanim się obudził i zareagował jego ogon był cały suchy.
- Aaaaa!!! Wody!! Wody!! - krzyczał próbując dostać się do wody. Zaczął się czołgać, chodzić szybko na rękach, a nawet skakać bo ogon mu ciążył, a gorący piach wcale mu nie pomagał - Jeszczę chwilę, dasz radę. Gdzie reszta? Taaaaaak! - i wskoczył do chłodnej i orzeźwiającej wody. Żeby ogon się szybciej zregenerował popłynął na samo dno i tam się położył. 
***************************
Siemka syrenki ;)
Tak! Udało mi się! Myślałam że nigdy tego nie napiszę xd
Tak jak obiecałam jest Elsa, a to oznacza że będzie Jelsa <3 !!
Myślę że taki dłuuugi rozdział wam się podoba i że czekaliście cierpliwie xd
To do następnego razu ;)
Pozdrawia Olcia ;)

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 1 "Jeszcze będziesz mój. Poczekajmy tylko dwa dni."

Akurat w tym samym czasie Jack zauważył nadpływający statek pasażerski. Już miał zamiar robić górę lodową gdy usłyszał huk na tym statku. Zaczął się zbliżać znowu huk ale tym razem wyleciały kłęby czarnego dymu.
- Pożar... - uśmiechnął się do siebie - Przy najmniej sobie coś ciekawego obejrzę. - zaśmiał się szatańsko i zaczął się bardziej przybliżać. Już z jakiś 500 m było słychać przerażone krzyki ludzi co  naszego "potworka" jeszcze bardziej cieszyło. Nagle zanurkował i popłynął szybko do statku. Gdy był już koło dziobu na zaokrąglonej części laski wyczarował gruby i ostry kawał lodu, który z łatwością mógł przeciąć metal. Z uśmiechem na twarzy zaczął rozcinać dno statku do którego natychmiast owo zaczęła lecieć woda, ciął tak aż do końca, a statek zaczął się przechylać na prawą stronę czyli na Jack'a. On tylko syknął i odpłynął kawałek dalej by dalej przyglądać się katastrofie. W końcu ludzie zaczęli spadać do wody bo statek był pod takim kątem że nie dało się długo wytrzymać, a Mróz to wykorzystał i zaczął obniżać temperaturę wody. Jemu to akurat nie przeszkadzało, ale tym w wodzie już mniej. 
Po 15 minutach statku już nie było, a ludzie pomału umierali z wyziębnięcia i zmęczenia. Ale niestety chwile potem było słychać helikoptery i motorówki. Jack przyglądał się temu z niedaleka. Ratownicy zaczęli wyławiać jeszcze żywych ludzi z czego tryton nie był szczerze zadowolony. Nagle niczego nie świadomy ratownik zaczął przybliżać się do Jack'a.
- Halo? Przepraszam! Proszę podać mi rękę! - krzyknął do niego z rosyjskim akcentem i wyciągnął rękę do chłopaka on tylko się wyszczerzył złowieszczo i pociągnął ratownika do wody. Zaciągnął go na pewną głębokość i zaczął na niego syczeć i warczeć. Jack już nie był tym samym trytonem co przedtem teraz jego źrenice zrobiły się węższe, kły mu urosły, pazury się mu wydłużyły, a ogon stał się jakby bardziej niebezpieczny jego płetwy stały się bardziej ostre i spiczaste.


Chciał tylko jednego. Chciał by on zginął i nikt się o nim nie dowiedział. Więc zaczął go atakować, popychać, drapał, syczał, warczał i w końcu zrobił cios ostateczny. Podciął mu gardło ostrymi jak brzytwa pazurami. Wielka plama czerwieni zaczęła rosnąć i wznosić się ku górze tak samo jak ciało. Jack wynurzył się o wiele dalej niż przedtem i przyglądał się co zaraz ma się stać. Ciało się wynurzyło, a inni ratownicy krzyczeli z przerażenia jego imię. Chłopak tylko się zaśmiał i odpłynął w tylko sobie znanym kierunku. Niestety Jack nie był za bardzo uważny bo jeden ze ratowników go zobaczył i przez jakiś czas śledził dopóki nie zanurkował w głębiach oceanu.
- Dziwne... - powiedział i podrapał się po głowie
- Co jest dziwne Artur? Właśnie Evan zginął w nie wyjaśnionych okolicznościach, a ty sobie patrzysz gdzieś w dal? - powiedział trochę zły Bartek - Co tam było?
- Możecie nazwać mnie wariatem... A-ale ja widziałem tam jakiegoś chłopaka i on był inny taki dziwny...
- Musiało Ci się przywidzieć. Chodźcie jedziemy do bazy musimy powiedzieć o tej tragedii i statku.
I odpłynęli wyławiając przy okazji Evan'a. W tym samym czasie Jack dopłynął do swojej kryjówki. Była to niewielka grota na dnie oceanu. Jest to dziwne miejsce znajduje się pomiędzy skałami i różnymi koralowcami więc było trochę zabezpieczone, za to w środku była woda tylko do płowy bo przy ścianach były miejsca gdzie można było przysiąść i odpocząć. Może Jack nienawidził ludzi ale lubił, a nawet się interesował tymi różnymi przedmiotami, miał dużą kolekcję poduszek ze statków z których sobie posłanie, jedno duże lustro i miliony drobnych pierdółek. Niewiele myśląc wyskoczył z wody i zanurkował w miękkich poduszkach.
- Życie jest cudowne. - powiedziawszy to zaczął się rozciągać i układać do drzemki - Zdrzemnę się na chwilę, a potem zobaczę co było ciekawego na tym statku. - i zasnął ale nie było mu dane długo pospać. Było słychać różne maszyny i głośne przytłumione - "Zapewne przyszli po te trupy" - prychnął w myślach i chciał wskoczyć do wody ale usłyszał głośne rozmowy i rażące światło. Musieli znaleźć jego kryjówkę, a zarazem jego samego. Żeby się ukryć zakrył się poduszkami i czekał aż ktoś wejdzie by potem zaatakować. Ale do środka nie wpłynął nurek tylko mały robocik podwodny z kamerą przed dwoma szczypcami. Robot zaczął oglądać wszystkie rzeczy w tej grocie i nagle się przybliżył do schowanego między poduszkami Jack'a. On za to przyglądał się temu robocikowi z wielkim za interesowaniem. Jego ciekawość osiągnęła zenit i wyszedł ze swojej kryjówki wskoczył do wody, oglądał tą maszynkę i dotykał. Nawet się zaśmiał kiedy przez przypadek nacisnął jakiś guzik, a obok niego wyleciał czarny obłoczek. Nagle robocik zaczął powoli iść do wyjścia, a rozbawiony Jack popłynął za nim ale przed wyjściem się rozglądał choć i tak nikogo już nie było więc popłynął wyżej i wyżej aż podpłynął na powierzchnię. Było już ciemno nie było nic widać, a nawet taka istota nad naturalna jak syreny nie widzą zbyt dobrze w ciemności. Także nie było już tego robocika więc Jack sobie odpuścił i popłynął do swojej kryjówki by w końcu się wyspać.
~~~~ W tym samym czasie na statku badawczym.~~~~
- To niesamowite! Przecież to nie możliwe! Czyżby to syrena? - zapytał z nie dowierzaniem główny ratownik pan Muller.
- Tak... To jest syrena... A myślałem że już dawno wyginęły. - odpowiedział mu Sebastian oddany przyjaciel i jeden z lepszych ratowników. - A jednak Artur miał rację co do tego dziwnego chłopka co widział w tedy obok miejsca katastrofy... To co z nim zrobimy?
- Jak widzieliśmy syren lubi naszego robota i rzeczy z różnych statków... Więc jak pokażemy mu jeszcze jakieś nasze gadżety i schwytamy, a potem damy nie wiem do zoo czy do laboratorium. W sumie to niezły interes by był czyż nie? Za ile byś chciał go sprzedać 1 milion? 5 milionów? Albo wiem! 10 milionów!  (O.o Za dużo?? Nie! xD - dop. aut.) W końcu to syrena jest.
- No tak! Ale to jest ostatni może damy mu wolność... - tu pan Muller posłał mu ostrzegawcze spojrzenie - Albo nie! Damy go do laboratorium, a potem do zoo. I sprzedamy z 10 milionów! Jacie jaki szef jest genialny! - pochwalił go tylko dla tego po to by go nie wywalił i nie stracić przyjaciela.
- No dobra! To damy mu jeszcze dwa dni wolnego, a potem się trochę zabawiamy. A i Sebuś co robisz jutro wieczorem?
- Eee... Chyba nic, a co?
- A to zapraszam Cię na piwko. To będzie takie nasza mała nagroda. Co ty na to?
- A bardzo mi będzie miło! To dobranoc! - i wyszedł zostawiając Muller'a samego.
- Jeszcze będziesz mój. Poczekajmy tylko dwa dni. - wyszeptał do siebie oglądając jeszcze raz nagranie. Gdy skończył zamknął komputery, wyłączył monitory i poszedł do swojej kajuty.
**********************************
Hej syrenki!
Oto nowy dłuuuuuugi rozdział mam nadzieję że się podoba ;)
Komentujcie i polecajcie innym ;)
Pozdrawiam Olcia :***

niedziela, 17 maja 2015

Prolog "Nazywają go Mróz. Jack Mróz."

Był piękny letni poranek, a na środku Oceanu Atlantyckiego pływało dziwne stworzenie. Ni to człowiek, ni to ryba. Czyżby to była syrena? Nie to nie jest syrena tylko tryton. Wyglądał na około 18, a tak naprawdę miła ponad 300 lat.Ten tryton miał krótkie sterczące na wszystkie strony śnieżno białe włosy, piękne błękitne oczy, zamiast uszu takie jakie my mamy miał małe błękitne płetwy i bardzo jasną cerę. Na szyi miał zawieszony medalion z srebrną śnieżynką, a w prawej dłoni trzymał długą, drewnianą laskę zakrzywioną na górze. Był dobrze zbudowany i w pewnym sensie nawet przystojny, ale i tak najpiękniejszy był ogon. Był długi, mocny, silny, piękny, a zarazem niebezpieczny. Łuski miały odcień granatową, a płetwy jasno błękitną. Od środka pleców do końca ogona miał wachlarz zmniejszających się szpiczastych płetw. Na "udach" miał też po dwie pary długich płetw. Ogon był za to długi i rozłożysty który falował z gracją w wodzie.
(Miej więcej tak wygląda Jack ale wyobraźcie sobie dłuższy wachlarz ;))

Zapewne pytacie się kim jest ten młodzieniec? A zdradzę wam nazywają go Mróz. Jack Mróz. Nie
ma za wielu przyjaciół znaczy się on w ogóle nie ma przyjaciół bo wszystkie syreny wyginęły, a to wszystko przez ludzi więc jego celem było żeby wszyscy ludzie cierpieli tak jak on przez te 300 lat. Dzięki księżycowi dostał moc lodu więc mógł wytwarzać góry lodowe które zatapiały statki i łodzie podwodne. Praktycznie cieszyło go nie szczęście innych lubił gdy statki opadały na dno, a martwe ciała, które unosiły się na wodzie zatapiał albo liczył jaka ilość ludzi teraz zginęła. Inni nazywali by go potworem, ludobójcą lub czymś takim ale on po prostu za dużo przeżył więc chciał by inni też tak cierpieli, by poczuli ten ból gdy ktoś od nich bliski umiera i już nigdy, przenigdy nie powróci. Niestety w tych czasach statki są bardziej czujne i coraz mniej ludzi ginie w wodzie. Ale nikt nie powiedział że nie można tak przypadkiem parę razy pociąć dno takiego statku.
***************************
Hej syrenki!
Oto prolog nie jest on najlepszy. Stylistyka się pewnie w ogóle nie trzyma ale tym się zajmie Ewa (Czerwone Nożyczki ;*)
Mam nadzieję że się podoba i że spodoba wam się to opko ;)
Widzimy się... Eee... kiedyś xd Czyli do następnego rozdziału!
Papacie!!!

Wstęp ;)


Siemka! 
Zapewne kojarzycie mnie z bloga "Strażnicy Marzeń 2 i nie tylko" ale teraz postanowiłam zrobić nowego bloga. Tak o syrenkach znaczy się o syrenie/ trytonie.
I od razu uprzedzam to nie będzie takie miłe opowiadanko o małej syrence tylko o samotnym, nienawidzącym ludzi syrenie. Będzie tam krew, bójki i w końcu... Będzie wątek z Jelsą!! I co obiecałam że w jakimś będzie ;) 
Prolog będzie wieczorem ale o której to nie wiem. 
To co bez zbędnego gadania zapraszam was w świat podwodny xd
Pozdrawiam Olcia :***