Od razu uprzedzam w tej Pomidorowej będą słówka nie cenzuralne. Wiec jak coś to... uprzedzałam xD
No nic zapraszam do czytania... jedzenia :p
******************
Hej. Zapewne mnie nie znacie…
Nazywam się Elsa Frozen. Mam 16 lat i chodzę do gimnazjum im. Baltazara Trolla
w moim rodzinnym mieście Arendelle. To taka mała miejscowość w Norwegii. Bardzo
ją lubię, a nawet kocham bo mieszkam tu od urodzenia i nie wyobrażam sobie
życia bez tego mroźnego poranku i chłodnych dni. Podobno kiedyś moi pra, pra, pra, pra pradziadkowie byli tutaj kimś bardzo ważnym nie wiem może bohaterami albo
ważnymi osobistościami? Mama mówiła, że byli królami w co osobiści nie wieżę bo w
tedy musiałam bym być księżniczką i mieszkać w pałacu, a ja nie za bardzo się
na to nadaję. Choć dworską etykę lubię i nawet się jej uczyłam ale nie ważne bo
się znów rozpiszę. Może zacznę wam opowiadać o czymś ważnym, a nie o czymś
innym…
Wstałam jak zawszę… bardzo
wcześnie. Nikt mnie nie budzi bo inni jeszcze smacznie śpią. Założyłam szybko
okulary i przygotowałam sobie ubrania, potrzebne rzeczy i poszłam po cichu do
łazienki. Wzięłam szybki zimny prysznic na rozbudzenie się, umyłam zęby i
ubrałam białą koszulkę na to założyłam niebieską bluzkę, spódnicę w kratę i
błękitne baleriny. Zrobiłam sobie warkocza i przełożyłam go sobie na prawy bok,
zrobiłam sobie jeszcze lekki makijaż i byłam gotowa. Zabrałam swoje graty i już
miałam wychodzić gdy wpadłam na moją ledwo żyjącą mamę. Powiem jedno nie należy ona do rannych ptaszków.
- Dzień dobry mamo. Jak się
spało? – spytałam grzecznie i przytuliłam się do niej. Mama tylko głośno
ziewnęła i przetarła oczy.
- Witaj kochanie… A dobrze,
dobrze… Jak ty to robisz? – spytała przyglądając mi się badawczo.
- Ale co? – spytałam znając pytanie.
- Jak ty możesz wstać tak
wcześnie i jeszcze być szczęśliwa? – spytała nie mogąc w to uwierzyć. Ja tylko
wzruszyłam ramionami i minęłyśmy się w drzwiach.
Weszłam do mojego pokoju,
położyłam piżamę i inne rzeczy wzięłam plecak i już miałam wychodzić gdy
przypomniałam sobie o telefonie. Szybko po niego złapałam i ruszyłam schodami w
dół do kuchni. Zrobiłam nam wszystkim pyszne śniadanie i poczekałam bo
grzecznie jest poczekać na wszystkich domowników i zjeść razem niż samemu. Poczekałam chyba z
15 minut. Pierwsza przyszła mama, za nią poczłapał tata, a pięć minut po nim
Anka moja siostra młodsza o 3 lata. Muszę wam coś powiedzieć bo moja mama jest
szatynką (ma brązowe włosy – dop. aut.), tata jest rudy, Anka też, a ja jestem
blondynką ale za to łączy nas jedna cecha wyglądu. Wszyscy mamy duże błękitne
oczy… no i jeszcze nosy są podobne, choć tata ma trochę większy ale nie ważne... Gdzie stanęliśmy? A śniadanie. Przywitałam się z tatą i Anią, a potem wszyscy
zaczęliśmy jeść wspólnie śniadanie. Mamie i tacie zrobiłam kawę, a mnie i Ani
zrobiłam kakao nasz ulubiony napój. Gdy
zjedliśmy pomogłam mamie posprzątać, a Ania szybko pobiegła na górę po plecak.
Bym się nie zdziwiła gdyby połowy rzeczy nie zapomniała. He He… Grunt to mieć wsparcie w siostrze, co nie? Tata czekał
przed drzwiami ubrany i przygotowany do pracy tylko my się zawsze grzebiemy.
Jak był porządek ubrałam kurtkę założyłam plecak mama szybko wzięła swoją
torbę, ubrała kurtkę, buty i czekaliśmy w trójkę na rudzielca.
- Ania! Się spóźnimy! –
zawołał tata. Usłyszeliśmy ze schodów ciężkie kroki, a po chwili przed nami
ukazała się szczerząca Ania.
Wszyscy ruszyliśmy do auta
mama i tata pracują razem więc jadą tą samą drogą, po drodze wysadziliśmy (W
Powietrze! xD sory głupawka – dop. aut.)
Anię pod jej podstawówką, a mnie kilka metrów dalej pod moim gimnazjum.
Pożegnałam się z rodzicami i wysiadłam jak tylko odjechali wzięłam nerwowo
głęboki wdech i ruszyłam. Rozglądałam się bacznie obawiając się spotkać kilku
nie przyjaciół gdy byłam kilka metrów przed głównymi drzwiami usłyszałam tych nie przyjaciół.
- E! Patrzcie to przecież
Frozenkowa! Nasza przyjaciółka!– krzyknął ktoś.
- Chodźmy się z nią przywitać.
– zakpił inny i poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.
Odwróciłam przestraszona głowę
i ujrzałam białe jak śnieg włosy, błękitne groźne oczy i złowrogi uśmieszek.
Można by go było uznać go za przystojnego gdyby nie kolczyki: jeden w wardze,
nosie i brwi i jeszcze cztery w uchu. Włosy miał rozkopane na wszystkie strony,
a tył głowy miał krótko ścięty i zafarbowany na czarno. Gdy spojrzałam na ręce
były w połowie obtatułowane w jakieś
dziwne wzory. Na sobie miał tylko czarny podkoszulek, szare jeansy, czarne
znoszone trampki i dwa nieśmiertelniki zawieszone na szyi. Śmierdziało od niego
papierosami. Za nim stali trzej inni. Jeden był szatynem z brązowymi włosami i
złośliwym uśmieszkiem. Ubrany był w czarną bluzę, spodnie i trampki. Koło niego
stał drugi szatyn z zielonymi oczami, a ubrany był w brązowe jeansy, zieloną
koszulkę i brązową kurtkę i brązowe
trampki. Koło niego stał wyskoki blondyn o ciepłych brązowych oczach i
muskularnej posturze. Ubrany był w granatową kurtkę, zwykłe szare spodnie i
czarne buty.
- No co Elsa? Nie przywitasz
się nawet ze swoimi przyjaciółmi? – zapytał białowłosy wzmacniając uścisk.
Syknęłam z bólu na co idiota się zaśmiał.
- Odwal się Frost! – warknęłam
na co wszyscy się zaśmiali.
- Och. Jaka groźna! Tylko nie
idź naskarżyć do dyrektora! – powiedział przerażony ale potem znów przybrał
swoją groźną minę. – Żałosna jesteś… Wiesz jak wygląda latający plecak? –
zapytał wpatrując się we mnie intensywnie.
- Czego chcesz?! – warknęłam.
Nie dostałam odpowiedzi tylko mocne szarpnięcie w tył i poczułam jak ściągają
mój plecak. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam jak plecak ląduje u Kristofa - tego blondyna. – Oddawaj! – krzyknęłam i
zobaczyłam jak ląduję u Flynna - szatyna z brązowymi oczami. Potem powędrował
do Czkawki - szatyn z zielonymi oczami - , a na koniec jak miał wylądować u Jacka - kretyna w białych kłakach
- tylko cofnął się szybko, a plecak spadł na ziemię i rozsypał całą zawartość.
Wściekła popchnęłam Frost’a i ukucnęłam przy plecaku. Kiedy zbierałam zeszyty
poczułam czyjąś dłoń na moim karku. Szybko złapałam czyjąś rękę i próbowałam
złapać oddech.
- Słuchaj no kochana… - usłyszałam przy uchu. - Ja nie jestem
gentlemanem i nie obchodzi mnie to, że dziewczyn się nie bije… Więc następnym
razem gdy zechcesz być odważna zastanów się dwa razy bo to może się dla ciebie
źle skończyć… - zasyczał mi
ostrzegawczo, a potem puścił mnie i ruszył rozbawiony wraz z paczką w stronę
szkoły kopiąc moje rzeczy.
Chciało mi się płakać… z tego,
że zawsze, ale to zawsze oni muszą mi coś zrobić i z przerażenia. Ale muszę być
silna! Nie mogę pokazać słabości bo dopiero w tedy nie będę miała spokoju.
- Elsa? O matko Elsa! To znowu
oni?! Czekaj już ci pomogę! – usłyszałam ten dobrze mi znany głos mojej kuzynki
Ross ale wszyscy na nią mówią Roszpunka albo Punka. Nie wiem może jakieś spaczenie, czy co?
Podeszła do mnie odgarniając z
twarzy długie złote włosy sięgające go ud. Miała zielone ciepłe oczy i zawsze
szeroki uśmiech. Ubierała się zawsze modnie i dziewczęco tak samo jak teraz
miała różową bluzkę z napisem „I AM WHO I AM”, legginsy w kwiatowe wzory i
białe baletki. Odłożyła swoją różowo białą torbę i pomogła mi pozbierać rzeczy.
- Co ja im takiego zrobiłam, a
zwłaszcza temu Frostowi? – zapytałam wkładając ostatni podręcznik do plecaka. –
Przecież staram się być miła, nikomu nie przeszkadzać, a on się na mnie uwziął
jakbym nie wiem co zrobiła. – wyżaliłam się jej i przytuliłam. Ross
odwzajemniła uścisk i poszłyśmy w stronę szkoły.
-Po prostu zazdroszczą ci, że
jesteś mądrzejsza od nich i ładniejsza! Widziałaś tego Frost’a? Ma kilkanaście
kolczyków i myśli, że jest super! Nie przejmuj się nimi! A teraz chodź musimy
się pospieszyć bo zaraz lekcja. – powiedziała i przyśpieszyłyśmy kroku.
Biegłyśmy szybko by zdążyć przed nauczycielem,
a mieliśmy Biologię, a pan z biologii nie toleruje spóźnialskich. Zdążyłyśmy
sekundę przed nim, otworzył nam drzwi i pomału zaczęliśmy wypełniać salę.
Rozglądałam się bacznie wypatrując dwóch osób. Gdy usiadłam do stolika razem z
Ross i przed nami stanęły wyczekane osoby. Merida „Rudowłosa Wariatka” jak to
lubię ją nazywać. Ubrała się dziś w biały T-shirt z wilkami, czarne rurki i
czarne trampki. Koło niej stanęła blond włosa Astrid. Ubrała się w czerwoną bluzkę
na to założyła szarą bejsbolówkę, szare jeansy i czarne buty. Uśmiechały się
szeroko na nasz widok. Przywitałyśmy się ciepłymi uściskami i chwilę
pogadałyśmy potem nauczyciel zaczął zajęcia. Było nudno jak flaki z olejem ale
dzielnie przepisywałam wszystko z tablicy. Po 45 minutach zabrzmiał dzwonek.
Wyszliśmy z klasy i powędrowaliśmy pod
kolejną klasę. Klasę matematyczną. Nie na darmo nazywają mnie kujonem
matematycznym bo ja bardzo lubię ten przedmiot (O.o HEŁP! Nie znam jej... - dop, aut.) i zawsze jak jest jakiś test czy
coś każdy chce przy mnie siedzieć. Na przerwie nic ciekawego się nie działo,
siedzieliśmy pod ścianą na podłodze i gadałyśmy z dziewczynami o różnych
sprawach. Kiedy zabrzmiał dzwonek chwilę po nim przyszedł nauczyciel. Pan Arthur Bunnymund. Otworzył nam drzwi, i weszliśmy do klasy ja i Ross do pierwszej ławki,
Merida i Astrid za nami, a potem reszta klasy. Na samym końcu ujrzałam Frosta i
jego bandę gdy tylko spojrzał w moją stronę wzdrygnęłam się i spojrzałam na
nauczyciela. Był na dzienniku i sprawdzał czy wszyscy są i oceny. Jedna z zalet
siedzenia z przodu możesz podglądać co nauczyciel robi, a on się nawet nie
skapnie.
- Witajcie moi drodzy… Jak
sami pewnie to zauważyliście zbliża się koniec roku szkolnego i jak patrzę na
wasze oceny to są nawet… Nawet dobre oprócz jednej osóbki… Jack Frost… Twoje
oceny są skandaliczne. Jeszcze nigdy nie miałem takiego ucznia! – patrzył na
niego zimno. Frost tylko prychnął i zaczął lekceważąco oglądać swoje paznokcie.
– Jak nauczyciel widzi ucznia to chce w
nim ujrzeć swoje wszystkie osiągnięcia i wiedzę jaką posiada, a jak widzę ciebie to widzę
same porażki… - westchnął i przypatrywał się jego reakcji.
- Wie pan co? Powiem to
najgrzeczniej jak mogę. Mam to w dupie. A, że ja jestem porażką to pan też
skoro tak twierdzi, że pan je ma… - uśmiechnął się sztucznie i chwilę siłowali
się na spojrzenia.
- Wiesz co Frost? Po pierwsze
zważaj na język, po drugie proszę o szacunek dla nauczyciela, a po trzecie… -
zamyślił się na chwilę i uśmiechnął szatańsko. – Mam dla ciebie wspaniałą
nowinę Elsa Frozen twoja koleżanka z klasy jest najlepszą uczennicą z klasy i…
- nie dokończył bo przerwał mu Frost.
- Po pierwsze to nie jest moja
koleżanka tylko coś co ma prawo choć nie powinno go mieć istnieć i po drugie, a
co kret ma z tym wspólnego? – zapytał posyłając mi mordercze spojrzenie, a mi
zrobiło się bardzo przykro jak o mnie tak mówił.
- Uważaj na słownictwo Frost... I postanowiłem, że skoro ja nie umiem cię niczego nauczyć to Elsa powinna. I
ogłaszam to przy całej klasie Jack Frost będzie chodzić na korepetycje z
matematyki do Elsy. – przekazał uśmiechnięty od ucha do ucha. Cała klasa wybuchnęła
śmiechem, a mi świat się zawalił. Ja? Ja mam uczyć tego kretyna? – Coś się
stało Elso? – spytał Bunnymund patrząc na mnie czule.
- Nie nic proszę pana… Ja… -
nie wiedziałam co powiedzieć ale wyręczył mnie wściekły Frost.
- Ja nie będę chodzić na korki
do kreta!! – krzyknął i walnął z całej siły w stolik. – Zamknąć ryje ci**y! –
cała klasa ucichła w jednej chwili, a nauczycielowi żyłka wyskoczyła na czole.
– Ja jestem dorosły i nie zamierzam chodzić do niej do domu! A w szczególności
na nią patrzeć! W dupie was mam! – wrzasnął, wstał gwałtownie z krzesła, które
spadło z hukiem na ziemię założył plecak uderzając przy tym w głowę jednego
ucznia. Jęknął cicho i złapał się za bolące miejsce. Frost zaśmiał się
bezdusznie i ruszył w stronę drzwi.
- A ty… - nie dokończył
nauczyciel bo Frost mu przerwał.
- Nie twój pie***ny
interes! - warknął i wyszedł trzaskając
drzwiami.
Siedzieliśmy jak na szpilkach.
Pan Bunnymund złapał się za skroń i głośno westchnął zrezygnowany.
- Ech… Chciałem dobrze… No
nic… Się uspokoi to przyjdzie, a jak nie to zadzwonię do jego rodziców… - powiedział i zaczął prowadzić lekcję, a mi
zrobiło się głupio, że z mojego powodu Frost się wściekł.
Przez całą lekcję była dziwna
atmosfera taka jakby jedno nie właściwe słowo mogło by wywołać burzę i mało kto się odzywał. Gdy
zadzwonił dzwonek uśmiechnęłam się, szybko się spakowałam i ruszyłam w stronę
kolejnej klasy i tak przeminął mi cały dzień do godziny 15. Frost w ogóle się
nie pokazywał a to był zły znak. Gdy wyszłam na podwórko obejrzałam się dookoła
obawiając się go ale zamiast niego zobaczyłam jakiegoś mężczyznę i kobietę
którzy wychodzili bardzo zdenerwowani z auta, a zwłaszcza ten facet. Bardzo
przypominali mi Jack’a.
- Gdzie ten gówniarz, którego
muszę nazwać synem! – warknął głośno i ruszył naburmuszony w stronę szkoły.
- Kochanie tobie nie wolno się
denerwować… Ja też jestem wściekła, że
po raz kolejny musimy iść do szkoły przez Jack’a… - próbowała go pocieszyć, a
on jeszcze bardziej się wściekł. Ja stałam pod dachem i niezauważalnie
przysłuchiwałam się rozmowie. Ale nieco się przestraszyłam ojca Jack’a.
- Jak mam się nie denerwować?!
Jak go tylko dorwę to nie wiem co mu zrobię! – gdy przechodzili obok mnie
powiedziałam grzecznie „Dzień dobry” ale on tylko burknął coś, a jego żona
obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem i poszła za mężem.
Nie wiem czemu ale zaczęłam
się obawiać o Frost’a… Wiem, że się nienawidzimy ale zaczęłam się trochę o
niego obawiać (Pogrążasz się Elsa... Powtarzanie to zły znak. xd - dop. aut.). Przynajmniej w tym czasie przyjechali moi rodzice i nie muszę
przynajmniej słyszeć słów ojca Jack’a. Przywitałam się z rodzicami po drodze
porozmawialiśmy a, potem stanęliśmy od szkołą Anki i czekaliśmy dosyć długo bo
ruda gaduła zaczęła gadać jeszcze z przyjaciółkami i chichotać jak wariatki ale
dopiero w tedy przestały gdy zniecierpliwiony tata zatitał w titek (ja na to
tak mówię xd – dop. aut.). Anka szybko się pożegnała i pobiegła do samochodu.
Wsiadła uśmiechnięta od ucha do ucha i zaczęła opowiadać o całym dniu szkoły. Starałam
się skupić na tym co mówiła ale cały czas myślami byłam przy tamtej chwili
przed szkołą. Przecież ja go nawet nie lubię! I nie znam rodziny! Zdenerwowana
założyłam słuchawki i włączyłam jakieś piosenki. Po 15 minutach byliśmy w domu. Wyszłam uśmiechnięta od ucha do ucha i chciałam zamykać drzwi od auta ale ujrzałam kogoś kogo bardzo nie chciałam...
- F-Frost... Co ty tu... Co ty tu robisz? - spytałam odsuwając się w stronę domu.
Był ubrany w granatową bluzę i maił założony kaptur więc nie widziałam twarzy. Na ramieniu miał byle jak założony plecak. Obejrzał się dookoła i szepnął groźnie do mnie.
- Słuchaj no... Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie... Jak ktoś się dowie, że do ciebie przychodzę na te cholerne korki to pierwszą osobą jaką uduszę będziesz ty! Więc morda w kubeł i idź! - warknął i ściągnął trochę kaptura i zauważyłam dziwnie czerwony ślad na jego policzku. Nieco się przestraszyłam ale nic nie powiedziałam. Nie chcę umierać przed własnym domem koło auta i jak widzi mnie cała rodzinka. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się w stronę zdziwionej rodzinki.
- Mamo, tato, Anka to jest Jack Frost i będzie do mnie przychodził by trochę się poduczyć matematyki.- oznajmiłam niepewnie i spojrzałam na Frost'a.
- O. No cóż... Dzień dobry Jack! - uśmiechnęła się mama. - Wchodź do domu. Na pewno jesteś głodny albo dać ci coś do picia? - zaczęła swój słynny monolog "Mów czego chcesz albo masz w łeb". Tak moja mama jest super.
- Nie dzięki... Nie trzeba... - mruknął nie chętnie i porozglądał się po moim domu.
- No to chodź Jack... Matma czeka! - uśmiechnęłam się sztucznie na co Frost tylko prychnął i ruszy za mną do domu. Czułam się nie zręcznie w jego obecności, a ja mam mu pomagać nadrobić cały materiał, a jest koniec roku! No w sumie jest dopiero marzec ale... Weszłam do domu, ściągnęłam buty i poczekałam na Frosta, który porozglądał się nie chętnie i ściągnął buty, które rzucił byle jak obok moich ładnie ułożonych na dywaniku. Już mu chciałam coś powiedzieć ale się powstrzymałam i jak to przedtem powiedziałam: chcę jeszcze żyć! Ruszyłam schodami na górę, a potem do mojego pokoju. Nie będę wam go opisywać bo pokój jak pokój - łóżko, biurko, szafa i jakieś pierdółki. Weszłam do środka, odłożyłam plecak i poczekałam na Frost'a. Szedł wolno i niechętnie. Kiedy się zjawił zamknęłam drzwi i wskazałam na wolne krzesło obok mojego.
- Nie dyryguj mi Frozen! - warknął i usiadł na krześle. Ja westchnęłam cicho i usiadłam na swoim.
- To? Zaczynamy od pierwszego działu? - spytałam wyciągając książki. Frost tylko mruknął coś niezadowolony i też wyciągnął książki. - Może ściągniesz w końcu kaptur? Jesteś w pomieszczeniu (jak u mnie w domu... Wrrr... - dop. aut.). - zapytałam grzecznie uśmiechając się nie pewnie.
- Nie... - burknął niezadowolony i otworzył książkę. Zrobiłam to samo i zaczęłam mu tłumaczyć poszczególne działania, zadania albo definicje. Jack co dziwne zaczął co nie co łapać i mnie bardzo zdziwił bo raz uśmiechnął się do mnie. Ale nie tak chamsko tylko przyjaźnie aż się dziwnie poczułam. Tak przeleciały nam 2-3 godziny. Rozmawialiśmy już trochę mniej jak na przesłuchaniu tylko jak znajomi. Kiedy szliśmy w stronę drzwi ujrzałam Ankę jak patrzy się na mnie tym swoim uśmieszkiem. Posłałam jej groźne spojrzenie i ruszyłam za Frost'em. Ubrał się, otworzyłam mu drzwi i już chciał wyjść ale go powstrzymałam. Aż się sama zdziwiłam swoim czynem.
- Czekaj! - odwrócił się w moją stronę, a mi gula utknęła w gardle. - D-Dlaczego cały czas nosisz ten kaptur? - spytałam głupio na co Jack spojrzał na mnie groźnie. - Oczywiście nie musisz! Nie moja sprawa! - powiedziałam szybko na co Jack zaśmiał się smutnie i ściągnął powoli kaptur. Ujrzałam tam wilki czerwony ślad jakby od dłoni i lekko rozciętą brew. Zakryłam dłońmi usta by nie krzyknąć. - Matko! Jack! Kto cię pobił?! - spytałam spanikowana i próbowałam dotknąć czerwonego miejsca ale Frost szybko mnie złapał za nadgarstek i zacisnął bardzo mocno.
- Zamknij się! Nikt mnie nie pobił! Widziałaś? To dobrze! - warknął i szybko wsunął kaptur. - Widzimy się jutro o tej samej porze. - puścił moją dłoń i poszedł w swoją drogę.
Złapałam się za nadgarstek i spojrzałam za oddalającą się sylwetką chłopaka. Znów nie umyślnie go zdenerwowałam... Jestem beznadziejna... Chwila! Ja przecież go nawet nie lubię! A może... Nie... Na pewno. Weszłam do środka i nawet nie mogłam wejść porządnie do środka bo najwredniejszy rudzielec stanął mi przed nosem.
- Co się tak patrzysz? - spytałam zamykając drzwi i krzyżując ręce na piersi.
- Wiem dziwnie wygląda ten Jack ale ty... i on... - poruszyła znacząco brwiami, a mi zrobiło się słabo. - Elsa? Co ci? Bo nagle zbladłaś... - spytała przestraszona. Zamrugałam kilka razy i uśmiechnęłam się do niej wesoło.
- Nie, nic mi nie jest. Tylko my się za bardzo nie lubimy i... - zaczęłam się usprawiedliwiać ale Anka mi przerwała.
- To czemu raz słyszałam jak się śmiejecie? I czemu gdy to mówiłaś zarumieniłaś się? I czemu tak gwałtownie zareagowałaś gdy ściągnął kaptur? I co tam było? - pytała jak najęta, a ja się nieco zawstydziłam. Naprawdę się śmialiśmy?
- Anka! Ja go nawet nie lubię! On mnie też! I idź nie wiem do taty, mamy, a mnie zostaw w spokoju! - rozkazałam i poszłam w stronę mojego pokoju. Gdy przeszłam przez próg dopiero się skapłam, że nie mam jeszcze zadania! Szybko podeszłam do biurka i otworzyłam pierwszą lepszą książkę i zaczęłam odrabiać i się uczyć. Po półtorej godzinie wszystko zrobiłam. Była 20... Wyszłam z pokoju i poszłam na kolację. Porozmawiałam z rodzinką, a Anka siedziała cicho i grzebała w płatkach. Po kolacji pomogłam mamie posprzątać i dalej już nic ciekawego nie robiłam... Tylko poszłam się umyć i spać.
Tak właśnie mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące. Jack przychodził do mnie coraz bardziej już z samej przyjemności, a nie z przymusu. W szkole już przestawał mnie tak zaczepiać ale żeby nie było, że coś się dzieje popychał mnie albo naśmiewał się ze mnie ale już nie tak chamsko raz nawet ja się zaśmiałam z jednego przezwiska, Jack uśmiechnął się do mnie łobuziarsko i puścił oczko na co lekko się w tedy zarumieniłam, a klasa zareagowała nie małym zdziwieniem. Nawet raz się spotkaliśmy dla przyjemności. Dowiedziałam się, że ma młodszą siostrę Emmę i chodzi z Anną do klasy! Ale gdy przechodziłam w tematy ojca lub matki często zmieniał temat i stawał się smutniejszy raz nawet nie świadomie dotknął swojego policzka. Dalej już nie wnikałam ale wiedziałam, że w jego rodzinie dzieje się coś złego... Dziś właśnie mijały trzy miesiące od naszego pierwszego spotkania na korkach i Jack miał zdać pierwszy i drugi semestr (nie wiem jak to liczę O.o przedtem był marzec teraz czerwiec i pisze dwie poprawki czy coś... Chomik się zapracuje! Nie nadwyrężać go i nie pytać jakim cudem! xD - dop. aut.). Czekałam na Jack'a przed klasą matematyczną cała zdenerwowana. A co jak mu nie pójdzie? Źle mu to wytłumaczyłam? Z tego wszystkiego zaczęłam nerwowo chodzić pod drzwiami. Wmawiałam sobie, że będzie dobrze i zda ale możliwość, że mu nie pójdzie była większa... Po półtorej godzinie drzwi się w końcu otworzyły i stanął w nich smutny Jack zamknął za sobą, usiadł na ławce i ukrył twarz w dłoniach. A jednak moje przeczucia się ziściły... Nie zdał...
- Jack? - spytałam i usiadłam koło niego. - Nie zdałeś? - spytałam pełna obawy.
- Gorzej... - westchnął. - ZDAŁEM!!! - krzyknął i zerwał się na równe nogi. Ja za nim i pisnęłam pełna szczęścia i z tych emocji przytuliłam się do granatowej bluzy Jack'a. Była taka miał w dotyku... Jack nieco zdziwił się moim czynem ale odwzajemnił uścisk. - Dziękuję. Dziękuję za wszystko, Śnieżynko... - szepnął i wzmocnił uścisk.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie nieco zawstydzeni. - To? Chyba musimy jakoś to uczcić. - wyznał i nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi. Zaśmiałam się cicho i przyśpieszyłam kroku by się z nim zrównać. Kiedy wyszliśmy ze szkoły Jack złapał mnie nie za nadgarstek ale wplótł swoje palce w moje ja wzmocniłam uścisk i zarumieniłam się mocno. Szliśmy nie w stronę centrum tylko w stronę jeziorka. Usiedliśmy przy nim na ławeczce i patrzyliśmy przed siebie pogrążając się w swoich myślach.
- Słuchaj Elsa... Bo ja... Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie wobec ciebie... Przez tamtych kilka lat... Naprawdę jestem kretynem... - spojrzał na mnie ze skruchą, a mnie zrobiło się go żal. Pogłaskałam jego policzek na co się zarumienił ale objął moją dłoń i uśmiechnął się.
- Spokojnie... Już ci wybaczyłam... Trzeba przecież wybaczać nawet najgorsze... - powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się do niego. - I nie jesteś kretynem... Jesteś po prostu zagubiony. A ja ci pomogę... - szepnęłam i Jack zrobił coś czego bardzo się nie spodziewałam. On mnie... pocałował... W pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić ale w końcu poddałam się jego miękkim i ciepłym ustom. Po chwili odkleiliśmy się od siebie i popatrzyliśmy sobie w oczy. Były takie piękne i błękitne jakby dwa czyste oceany, a w nich dopiero teraz zauważyłam mało widoczne białe płatki śniegu. Czy to naprawdę się nazywa miłość? Czuję miłe motylki w brzuchu, a moje serce bije piękną melodię romantyczną i bez Jack'a nie mogę normalnie żyć? Jak tak to się chyba zakochałam...
- Kocham cię... - szepnął mi do ucha Jack.
- Ja ciebie też... - szepnęłam i znów go pocałowałam. W tej chwili przed nami pokazał się księżyc. Był wielki i taki piękny... Ale Jack jeszcze bardziej nawet jeśli miał na sobie osiem kolczyków, tatuaże i czy palił i pił? Ja go kochałam, a prawdziwa miłość nie zważa na to i to się liczy...
Bo nawet najgorsi mogą stać się najlepsi...
*********************
Siemaneczko Syrenki!
Mam nadzieję, że taka Pomidorowa wam smakowała ;)
Była zrobiona specjalnie na takie spóźnione pójście do szkoły xd
No i żeby pokazać, że nawet najwięksi wrogowie mogą się w sobie zakochać nie zważając na charakter czy na swoje błędy. (Geez Ollka jaka ty się "Niańka dobra rada" stałaś xD)
Historia jest trochę smutna, trochę straszna, trochę zabawna (nie wiem xd) i romantyczka...
No właśnie "romantyczna" czy końcówka mi wyszła bo nie jestem dobra w romansach xd
Piszcie czy się podoba!
I nie pytajcie czemu Jack ma tatuaże skoro chodzi do 3 gimnazjum xd I właśnie czy taki Jack wam się podoba? Taki trochę BAD BOY xD Ale spoko ;) A Elsa kujon i to MATEMATYCZNY! Ja nie wiem co ćpałam skoro tak napisałam ale spoko... Geez co ja mam z tym "spoko" xs Dziwna jestem...
To się powtórzę! Piszcie czy się podoba!
Trzymajcie się mokro i nie wyschnąć mi!
Pozdrawia Ollka!